Przed wylotem do Nowego Jorku zrobiłam solidny reasearch dotyczący oglądania Statuy Wolności. Z internetowych relacji jednogłośnie wynikało, że nie ma sensu właściwie zwiedzać samej Lady i przybijać do wyspy, na której stoi, chyba że dla kogoś to jest doświadczenie, bez którego w życiu nie może się obejść. Relacje wyglądały mniej więcej tak: NIE RÓBCIE TEGO! Kolejki na wiele godzin, koszty horrendalne, kilka długich kontroli bezpieczeństwa, chamscy ochroniarze i poganiacze na wąskich schodach. Być może w lutym by nie było aż takiego tłoku, ale i tak. Nie.
Jako że leciałam z ośmiolatkiem, skreśliłam oglądanie Statuy z bardzo bliska. Aż tak mi nie zależało. Nadal jednak chciałam zerknąć. Z tego wszystkiego mi wyszło, że najlepiej będzie popłynąć darmowym promem na Staten Island. Prom przepływa obok, nic nie kosztuje, a na dodatek - no wiecie - promy są fajne. ;)
Gratuluję sobie pomysłu, bo to był piękny dzień.
Park obok przystani promu był świetnym miejscem do spacerowania w słońcu. I od razu uprzedzam - w parku są urocze plakaty ze Statuą, wskazujące, że w tamtą stronę do promów na Liberty Island - to oznacza, że trzeba iść w przeciwną stronę, jeśli chcecie jednak za darmo na Staten Island. ;)
Promy odpływają co 30 minut, są darmowe i płyną około 30 minut w jedną stronę, eskortowane przez panów z wielkimi karabinami (takie czasy). Z tego, co zauważyłam, są dwa typy - jedne mają dostępny kawałek otwartego pokładu (świetny do robienia zdjęć), a inne mają tylko pokład zamknięty (brudne szyby, fotki nie wyjdą ;)). Zawsze jednak można poczekać na kolejny prom, albo liczyć, że w drugą stronę będzie płynął akurat ten "słuszny". :)
W każdym razie - polecam. :)
Zazdroszczę takiej wycieczki... :)
OdpowiedzUsuń