Gondole są niepraktyczne, powolne i drogie. Są czymś takim, jak krakowskie dorożki; czymś, w co nikt, kto w Wenecji mieszka, nie wsiądzie.
Podobno są tak koszmarnie kosztowne (one i taksówki wodne - taka z lotniska kosztuje 120 euro, podczas gdy vaporetto na San Marco kosztuje 15 euro, a autobus na Piazzale Roma - 5 euro plus 6 euro na vaporetto z Piazzale Roma do San Marco, ale lepiej kupić karnet na kilka dni, wychodzi duuużo taniej), ponieważ miasto narzuciło zaporowe ceny, żeby zmniejszyć ruch w kanałach i zmusić ludzi do przesiadki na komunikację miejską.
Osobiście popieram - komunikacja miejska podoba mi się bardziej, niż gondole, ale ja nie lubię miast-skansenów. Vaporetto daje złudzenie życia. Choć rodowitych Wenecjan jest już mniej, niż turystów, to jednak - miło się łudzić, że Wenecja jest wciąż prawdziwym miastem, a nie tylko lunaparkiem.
Wychodzi na to, że wszystkie symbole Wenecji - maski, San Marco i gondole, uważam za nużące. Żeby była jasność - most Rialto też mi się nie podoba. Jest krowiasty i ciężki. Za to duży, drewniany most prowadzący do Gallerie dell'Accademia, uważam za zachwycający. Widok też ma lepszy. ;)
Ale, wracając do tematu. Gondole. Nikt nie wierzy w Wenecję bez gondoli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz