No dobra, wyspacerowaliśmy dwa veta, ale chociaż to jeszcze nie koniec, kilka zdjęć dla odskoczni.
Gizzeria Lido to mieścina na wybrzeżu Włoch, region Kalabria. 10 minut taksówką od małego lotniska Lamezia. Nic tam nie ma - ani zabytków, ani infrastruktury. Publiczny transport prawie nie istnieje, otwarte są dwie knajpy, bar, jeden sklep spożywczy (maleńki), apteka. I tyle. Nie da się nigdzie zapłacić kartą, po angielsku prawie nikt nie mówi (jedna kelnerka w barze Pantera Rosa), nie kupicie tam ani jednej "pamiątki", ani nie wydacie pieniędzy na nic poza lodami i kolacją (obie restauracje otwierają się dopiero o 19.30, w dzień otwarty jest bar, gdzie można wypić drinka, zjeść lody i kanapkę).
Za to w środku lipca plaża tam jest PUSTA. No, może nie tak całkiem, bo po południu przychodzą czasem włoskie rodziny poplażować, ale generalnie jest na tyle spokojnie, że na plaży siedzą wędkarze i łowią ryby (przez nikogo nie niepokojone). :)
Stoi tam też na plaży hotel, duży, wypasiony i luksusowy. I niemal pusty. Połowa pokoi nie ma nawet zasłon w oknach, bo są nieużywane. W drugiej połowie zajętych było może z pięć pokoi.
Zdjęcia robiłam niemal tylko komórką. Przez cztery dni leżałam nad basenem, na plaży i nudziłam się jak mops. Jako typ intensywnie zwiedzający, trudno mi było przyjąć ten tryb spędzania wolnego czasu, ale mój syn mógł wyżyć się do woli w wodzie, wyszaleć wakacyjnie i kompletnie bezmyślnie. To było potrzebne.
Nie jest to miejsce dla mnie. Ja się nie opalam, chowam w cieniu, choć popływać lubię. Niemniej - jeśli już plażować - to w dokładnie takim spokoju. Bez wrzasków, głośnej muzyki, ciasnoty, hałasu. Ot, książka i na leżaczek. To był mój pierwszy raz urlopowania w taki sposób. Żeby nie było, że nie próbowałam. :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz