piątek, 31 stycznia 2014

Jeszcze ze dwa miesiące.

Udostępnij ten wpis:
I będzie znowu tak (no, prawie):




Dzięki zimie zaczynam tęsknić nawet za koszeniem. Pod koniec lata jestem zwykle znużona ogrodem. Nieustanną pracą, jakiej wymaga utrzymanie nawet niezbyt wyrafinowanego ogródka w jako takim stanie (nie, że bez chwastów, ale żeby chociaż chwasty nie były większe od forsycji).

Ostatnie koszenie, zazwyczaj pod koniec września (w ubiegłym roku później), przyjmuję z ogromną ulgą. Chowam kosiarkę, zaczynam obsypywać kompostem rośliny, cieszy mnie stagnacja i ten moment, w który wegetacja zamiera. Wszystko jest wciąż bujne, ale zieleń jakby ciemniejsza, trawa przestaje rosnąć, choć wciąż wiele rzeczy kwitnie. Magia, wstrzymany oddech.
Pierwsze poddają się winorośle. Po pierwszych przymrozkach szlag trafia pomidory. Na samym końcu liście zrzucają jabłonki. Patrzę na to z pewną ulgą, bo jeszcze w listopadzie leczę odciski od sekatora.

Teraz, kiedy jest już prawie luty, zaczęłam tęsknić. Dzisiaj pierwszy raz tak na serio. Przejrzałam katalog nasion. Zastanowiłam się, jakie odmiany pomidorów posadzić i czy już czas, żeby wyciągnąć inspekt. Wyszłam na taras, marznąć niepotrzebnie, i dumałam, czy śliwomorela przetrwa zimę (nigdy mi się morele ani brzoskwinie nie utrzymały) i czy rajska jabłonka, która dała mi najlepszy dżem świata, zaowocuje równie obficie, co w roku ubiegłym (tak, wiem, będę kląć jesienią nad garem i słoikami, ale potem, zimą, będę się cieszyć, że się jednak zmusiłam do tej pracochłonnej roboty)

Tęsknię. Za miesiąc będę tęsknić wściekle. A we wrześniu będę znowu miała ochotę zalać wszystko betonem, żeby nie musieć kosić i pielić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia