Moja poprzednia wizyta w MOCAKu była dość rozczarowująca. Trafiłam na wybitnie nudne, nijakie i - z mojego punktu widzenia - bezsensowne wystawy. Tym razem jednak nie mogłam się doczekać, kiedy znajdę czas na ponowne odwiedziny. A wszystko przez Hasiora. Wspaniała, duża wystawa jego prac. Nie znam się za bardzo na sztuce, ale Hasior robił na mnie zawsze wrażenie, chociaż do tej pory oglądałam jego dzieła tylko na zdjęciach.
DLA MNIE to coś w rodzaju surrealistycznej sztuki ludowej, pokręcony recykling art. Hasior, bawiący się wizerunkiem Chrystusa (tylko czekam, aż pewna część prawicy się o tym dowie i zacznie pikietować pod MOCAKiem), jest absolutnie fascynujący. Cudeńko. Jeśli macie możliwość, pójdźcie koniecznie.
Na dodatek - obok Hasiora były dwie inne wystawy, dla których warto było w ten ponury, ciemny i zimny dzień pojechać na Zabłocie. Fotografie Rune Erakera i kolaże Szymborskiej (w galerii B). Obok tych trzech wystaw podziemna galeria z innymi twórcami (nawet nazwisk nie zapamiętałam, takie to było mdłe i nijakie) wypadła po prostu żałośnie.
W każdym razie - MOCAK w tej chwili jest miejscem, które trzeba odwiedzić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz