W Nowym Jorku byłam niecały rok temu.
W tym roku się nie wybieram (mój mąż poleci sam), ale za to wiosną planuję cieplejsze miejsce. Z palmami, morzem, piaskiem, kalmarami i słońcem, słońcem, słońcem. Tak bardzo tęsknię już za słońcem i ciepłem.
W Polsce przed nami jeszcze co najmniej dwa miesiące zimy. Z trudem znoszę ten fakt.
Zaczynam tęsknić za pracami w ogrodzie. Za owocami jedzonymi prosto z krzaka, za grzebaniem w ziemi. Chyba tylko za koszeniem nie tęsknię, bez koszenia mogłabym się obejść.
Myślami już jestem pod koniec marca i sieję warzywa.
Myślami już jestem w kwietniu i przesadzam truskawki.
Myślami już jestem w maju, kiedy lecę na plażę, popatrzeć na fale i zjadam opiekane na patyku ryby, które sprzedają panowie na plaży, przy wielkich, prymitywnych grillach na drewno. A po powrocie doglądam jagód kamczackich, które są pierwszymi owocami w ogrodzie. Wrzucam je do jogurtu, dodaję banana, miksuję i piję na leżaku, w wiosennym słońcu. Są lekko cierpkie, intensywnie, kreskówkowo fioletowe, prawie czuję, jak od nich zdrowieję, jak mi jest lepiej po tych pierwszych łykach własnej pracy, wiosny, zieleni, przyrody, świata.
Jeszcze tylko parę miesięcy.
[głębokie westchnięcie]
A teraz popatrzmy na Manhattan jeszcze raz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz