Ogrody Tuileries prowadzące z Luwru do placu Concorde, są olśniewające i mogłabym w nich spędzić cały dzień, nie nudząc się i wypoczywając bardzo wygodnie na jednym z setek (a może i tysięcy? ogrody są duże) zielonych krzeseł, które można dowolnie przestawiać.
W zasadzie - jeden dzień pobytu w Paryżu zwykle swobodnie poświęcam na Luwr (do którego, jak się już ma bilet, można wchodzić dowolną ilość razy w ciągu jednego dnia) i odpoczywanie w ogrodach obok.
W tym roku nieszczęśliwie wybrałam się do Paryża w wakacje. Nie jestem miłośniczką gigantycznych kolejek, więc Luwr sobie darowałam, ale ogrody przyjęły mnie z otwartymi ramionami.
Zjadłam lody (pyszne, naturalne lody mają przy drugiej dużej fontannie/jeziorku, idąc od strony piramid, w stronę Pól Elizejskich) i gapiłam się na kolorowych ludzi wszelkich narodowości, którzy zdążali do Luwru, i na biegających masowo Francuzów, którzy upodobali sobie najwyraźniej Tuileries na jogging.
Ach, gdyby tak mieć Tuileries w Krakowie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz