środa, 7 grudnia 2016

Londyn. Na wariackich papierach.

Udostępnij ten wpis:
Weekendowy wypad do Londynu nie był ani najbardziej przemyślany, ani zaplanowany. Wypadł spontanicznie, bez jasnej przyczyny. I bez aparatu. Tylko telefon, plecak, dobry nastrój. Zdjęcia więc tylko z telefonu, uprzedzam.



Nie zwiedzałam muzeów (w weekendy kolejki są dla mnie za duże, Londyn - moim zdaniem - zatłoczony chyba bardziej od Nowego Jorku - zwłaszcza że muzea są darmowe ;)), architekturę podziwiałam tylko z daleka. Nie biegłam pod Big Bena, nie szukałam królowej w oknie pałacu. To robiłam ostatnim razem.



Teraz miałam tylko półtora dnia. Poszłam do Hyde Parku, gdzie srogo się zawiodłam na wiosce Winter Wonderland. Ot, głośny, zatłoczony lunapark, zero magii. Ale Hyde Park sam w sobie - miły i zielony (pogoda była piękna). Spacerując po nim piłam grzane wino, choć dołączone do niego ciastko nie było imponujących rozmiarów. ;)



Postanowiłam kupić gwiazdkowe prezenty, obejrzeć po ciemku Londyn w świątecznych światełkach. Pomysł brzmi znakomicie, ale szkoda, że TŁOK NA ULICACH dobijał mnie już po krótkim spacerze. Na Oxford Street szaleństwo, ale lampki - trzeba przyznać - piękne.






Wystawy świąteczne często były dziełami sztuki, czasem ruchomymi, multimedialnymi, olśniewającymi. Szłam i - jak małe dziecko, zaczarowana - rozdziawiałam usta. Cykałam zdjęcia telefonem, ale większość nie nadaje się do pokazania, bo nijak nie oddają uroku.



















Poza tym piłam kawę, jadłam, robiłam zapasy słodyczy, chodziłam, aż odpadły mi nogi. Spałam. To był dobry weekend. Chociaż nie wiem, jak można żyć w takim tłoku. Im jestem starsza, tym bardziej jestem ze wsi. ;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia