wtorek, 30 lipca 2019

Bari. Ogólnie.

Udostępnij ten wpis:
Bari to dość leniwe miasteczko (miasto? jest wielkości mniej więcej Częstochowy). Turystów tam szczególnie wielu nie ma. Jest pustawo, miło, w sumie nawet magnesu na lodówkę nie kupicie, bo poza kilkoma straganami obok bazyliki, gdzie można nabyć biskupa Mikołaja na lodówkę, nie ma nic. Bardzo to doceniam. 

Z lotniska do centrum jeździ kolejka - 5 euro za osobę, podróż trwa około 20 minut. I z dworca już w sumie można wszędzie dojść. Starówka z typowymi wąskimi uliczkami też jest na tyle mała, że spokojnie można ją w jeden dzień obejść. 

Po Bari jeździ też miejska komunikacja, ale nie korzystałam, bo wszystko, co tam można zwiedzić, jest w zasadzie w zasięgu spaceru. 

Ceny są niewysokie, za 10 euro można zjeść całkiem porządny obiad. Turystów spoza Włoch nie ma za wielu, a jak się pojawią, to w sumie trochę rzucają się w oczy. ;)

Miejska plaża jest mała, ale i tak prawie pusta. Adriatyk tam dłuuugo jest płytki, a przy ulicy, przy której jest plaża, jest trochę niewielkich drzew, więc od biedy można się gdzieś schować przed słońcem. Inna sprawa - słońce, jak to na południu Włoch, jest mordercze, więc ja plażę tylko obejrzałam i uciekłam. Jesienią i wiosną za to może być bardzo fajnie. :)

Nie ma wielkiego wyboru, jeśli chodzi o muzea - jest mała, zapomniana chyba (pustki, przeciągi, kurz) pinakoteka w ratuszu, nieszczególnie interesująca. Jest niewielki zamek (nie byłam, było za gorąco, ale podobno szału nie ma), muzeum diecezjalne (było zamknięte) i to w sumie tyle. Niemniej ja chyba do Bari wrócę. To jest znakomite miejsce na weekend. Lot jest krótki (1,5 h), dojazd z lotniska szybki, nie jest drogo, a jeśli mi się zapragnie jesienią odpocząć od jakiegoś wyjątkowo paskudnego pogodowego frontu, to jest to jakaś opcja - przyjechać, pogrzać się, najeść ryb, wrócić. ;)






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia