Póki co spędzam wieczory nad książką. Włażę na łóżko czasami od razu, jak się ściemni. Czytam. Czasem oglądam Netflixa.
Jest dobrze, choć walczę z myszami, które chyba czują nadchodzącą zimę i zatruwają mi życie swoim tupaniem po strychu. Zainstalowanie kotów nie pomaga, bo jeden z kotów jest już ślepy i głuchy, myszy go nie poważają, a on je ignoruje nawet, jak jedzą z jego miski (true story), a drugi kot jest zwyczajnie głupi. Za to śliczny, więc cóż począć, niech zostanie, darmozjad jeden.
Trochę mnie też nosi. Całe lato uciekałam przed pogodą i nie ruszałam się z domu. Albo lało, albo prażyło. Nie miałam najmniejszej ochoty nigdzie się wybierać. No i te tłumy, tłumy wszędzie. A teraz bym się wybrała. Tu i tam. Koniecznie. Ale już nie bardzo mam czas. Zostają weekendy i wyprawy bardzo niedalekie.
Ale kto wie, może któregoś dnia uznam, że dłużej nie usiedzę, kupię bilety i ucieknę na kilka dni?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz