środa, 30 marca 2016

Statua.

Udostępnij ten wpis:
Przed wylotem do Nowego Jorku zrobiłam solidny reasearch dotyczący oglądania Statuy Wolności. Z internetowych relacji jednogłośnie wynikało, że nie ma sensu właściwie zwiedzać samej Lady i przybijać do wyspy, na której stoi, chyba że dla kogoś to jest doświadczenie, bez którego w życiu nie może się obejść. Relacje wyglądały mniej więcej tak: NIE RÓBCIE TEGO! Kolejki na wiele godzin, koszty horrendalne, kilka długich kontroli bezpieczeństwa, chamscy ochroniarze i poganiacze na wąskich schodach. Być może w lutym by nie było aż takiego tłoku, ale i tak. Nie.

Jako że leciałam z ośmiolatkiem, skreśliłam oglądanie Statuy z bardzo bliska. Aż tak mi nie zależało. Nadal jednak chciałam zerknąć. Z tego wszystkiego mi wyszło, że najlepiej będzie popłynąć darmowym promem na Staten Island. Prom przepływa obok, nic nie kosztuje, a na dodatek - no wiecie - promy są fajne. ;)

Gratuluję sobie pomysłu, bo to był piękny dzień. 
Park obok przystani promu był świetnym miejscem do spacerowania w słońcu. I od razu uprzedzam - w parku są urocze plakaty ze Statuą, wskazujące, że w tamtą stronę do promów na Liberty Island - to oznacza, że trzeba iść w przeciwną stronę, jeśli chcecie jednak za darmo na Staten Island. ;)

Promy odpływają co 30 minut, są darmowe i płyną około 30 minut w jedną stronę, eskortowane przez panów z wielkimi karabinami (takie czasy). Z tego, co zauważyłam, są dwa typy - jedne mają dostępny kawałek otwartego pokładu (świetny do robienia zdjęć), a inne mają tylko pokład zamknięty (brudne szyby, fotki nie wyjdą ;)). Zawsze jednak można poczekać na kolejny prom, albo liczyć, że w drugą stronę będzie płynął akurat ten "słuszny". :)

W każdym razie - polecam. :)











niedziela, 27 marca 2016

New York - karty zniżkowe.

Udostępnij ten wpis:
Kiedy byłam w Seattle półtora roku temu, wykupiłam CityPass i byłam zachwycona tym rozwiązaniem - wygodą i wyjątkowo dużymi oszczędnościami, które ta karta daje. Postanowiłam więc w drogim Nowym Jorku być równie mądra. :)

W NYC mamy do wyboru aż trzy karty zniżkowe - CityPass, która jest kompletnie bez sensu, New York Pass i Explorer Pass. I tak - CityPass obejmuje sześć z góry narzuconych atrakcji, w tym dwie darmowe (MET i Muzeum Historii Naturalnej mają cenę wstępu jedynie sugerowaną, można zapłacić tylko dolara i wejść - niby karta pozwala ominąć kolejki, co jest ważną rzeczą, ale wystarczy przyjść wcześnie rano, żeby nie stać w kolejce za długo), co oznacza, że oszczędności są prawie żadne, a wybór atrakcji bardzo, bardzo mizerny.

New York Pass obejmuje chyba wszystko, co można w Nowym Jorku zobaczyć i zrobić ;), ale też raptem trzydniowa karta kosztuje aż 191$, co oznacza, że żeby oszczędzić, trzeba w trzy dni "zrobić" całkiem sporo, chyba wyłącznie płatne atrakcje. Można wykupić NYPass na dłużej, ale cena odpowiednio rośnie. Jako ktoś, kto raczej nie jest w stanie zwiedzać na wyścigi, nie wykorzystałabym jej potencjału.

Ja wykupiłam Explorer Pass, która jest ważna przez miesiąc od pierwszego użycia (nie trzeba więc się spieszyć z wykorzystaniem) i można ją wykupić na 3/5/7/10 atrakcji do wyboru spośród całkiem sympatycznego zakresu. Ja wykupiłam na 7 i zapłaciłam 149$. Dla mnie to był najlepszy wybór, który pozwolił mi oszczędzić około 30$ - bez szału, ale to jednak 120 złotych (akurat takie atrakcje wybrałam, ale też - ominęłam kolejki do kas).










Kevin sam w Nowym Jorku :) - wiadomy hotel.




środa, 23 marca 2016

Coney Island

Udostępnij ten wpis:
Na Coney Island pojechaliśmy po tygodniu pobytu na Manhattanie. Och, jaka to była ulga - pospacerować w ciszy i spokoju. Na dodatek dzień był relatywnie ciepły i bezchmurny.

Park rozrywki wciąż zamknięty, cisza, spokój. Jedna otwarta knajpa, do której poszliśmy coś zjeść. I malutkie oceanarium (o nim później). Pomost, na którym można było się położyć w słońcu, posłuchać szumu wody. Dziecko ganiało leniwe mewy i rzucało kamykami do wody.

Tak blisko głośnego, nieznośnego miasta, na dodatek można tam dojechać wygodnie metrem w zasadzie niemal na samą plażę. Przejazd metrem przez pół Manhattanu i Brooklyn zajął nam jakieś 45 minut, pod koniec byliśmy już sami w wagonie.

Popatrzcie. Tak tam jest błogo.
















sobota, 19 marca 2016

Intrepid.

Udostępnij ten wpis:
Przy wschodnim wybrzeżu Manhattanu zacumowano USS Intrepid - lotniskowiec z czasów II Wojny Światowej i wojny wietnamskiej. Ostatecznie wycofany ze służby w 1974 roku, służy jako muzeum. 

Frajda niesamowita - wejść na lotniskowiec, obejrzeć jego bebechy i podziwiać, jakie to wielkie bydlę. Nie znam się na lotnictwie. Nie ekscytuję się lotnictwem, ale mój syn i mąż - i owszem. Poza tym nawet ja jestem w stanie docenić to, że mogę zobaczyć na żywo USS Enterprise - prom kosmiczny, bo cóż - promy kosmiczne są cool. ;) Concorde, pod którym można piknikować, też jest całkiem ekscytujący - czytałam kiedyś bardzo rzewną historię tegoż, napisaną przez Clarksona, więc miło było obejrzeć. 

Obok Intrepida cumuje łódź podwodna Growler, ale tam nie wchodziłam, poszli tam moi chłopcy, a ja siedziałam w tym czasie pod Concordem i patrzyłam na wodę. Zwiedzałam już łódź podwodną w San Francisco parę lat temu i nie podobały mi się ciasne przejścia, nie czułam się tam komfortowo, więc odpuściłam sobie tym razem to doświadczenie. 

Gdybyście byli kiedyś w Nowym Jorku - idźcie na Intrepid. Nie musicie kochać lotnictwa, żeby cieszyć się tym doświadczeniem. :)







Za duży ten prom kosmiczny, żeby się zmieścił w jednym kadrze. :)





Soyuz!



Concorde.




Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia