poniedziałek, 29 czerwca 2015

Alcazaba i Gibralfaro

Udostępnij ten wpis:
Twierdza/Cytadela Alcazaba i zamek Gibralfaro są zespołem fortyfikacji, połączonym przełęczą. Dodatkowo u stóp cytadeli można obejrzeć amfiteatr z czasów rzymskich.

Alcazaba została zbudowana w XI wieku przez arabskich władców regionu i to orientalne pochodzenie jest wyraźnie widoczne. Cała twierdza jest nadzwyczajnie malownicza i zdecydowanie warta obejrzenia. Można się do niej dostać windą, umiejscowioną u stóp wzgórza (trzeba pójść ulicą w dół obok wejścia przy amfiteatrze), ale Alcazaba nie jest tak wysoko, jak zamek Gibralfaro i wejście na nią pieszo od strony amfiteatru nie jest męczące. 
Za to zamek, wzniesiony w XIV wieku przez (innych) muzułmańskich władców, jest zdecydowanie wyżej i warto do niego wejść przez twierdzę Alcazaba. Niestety - nie da się tego obecnie zrobić, bo przejście przez przełęcz jest w remoncie. 
Można za to podjechać na wzgórze autobusem, albo wejść pieszo (długa, męcząca droga). Osobiście uważam, że zamek Gibralfaro jest nieciekawy i - jeśli się widziało zamek Santa Barbara w Alicante - niekoniecznie warto się wysilać. ;) Za to cytadela to absolutne must go.

Amfiteatr można obejrzeć za darmo. Są do niego trzy wejścia. Jedno, do którego dostęp mają chyba tylko zorganizowane grupy (tak wywnioskowałam z własnych obserwacji, ale nie wiem, ile w tym prawdy), prowadzi obok wejścia do Alcazaby. Drugie, od ulicy, pozwala wejść do wnętrza areny (myśmy weszli, bo było otwarte i tak nas pokierował pan z kasy przy Alcazabie, ale okazało się, że weszliśmy bezprawnie, bo trwają tam jakieś prace ;)), a trzecie prowadzi przez malutkie muzeum na placu, po lewej stronie amfiteatru. Można nim podejść do tabliczek pokazujących wygląd zabytku w przeszłości. 

Generalnie zwiedzenie całego kompleksu, jeśli ktoś ma takie ambicje, to zajęcie na kilka godzin. 












czwartek, 25 czerwca 2015

Santa Iglesia Catedral Basílica de la Encarnación

Udostępnij ten wpis:
Jestem już tak zepsuta, że rzadko już robią na mnie wrażenie jakieś świątynie.

Kiedy się widziało Notre-Dame i Saint Chapelle, Kościół Mariacki w Krakowie, kościoły w Wenecji i w Pradze, witraże u krakowskich Franciszkanów i inne cuda architektury sakralnej - trudno się zachwycić czymś jeszcze. Poprzeczka została ustawiona bardzo wysoko.

A tu niespodzianka. Katedra w Maladze, zwana pieszczotliwie Mańkutką (bo jedna z wież nie została ukończona), kompletnie mnie oczarowała. Wysoka, monumentalna, olbrzymia; piękna. Nie mam jej dobrych zdjęć, za bardzo byłam zajęta podziwianiem. Każda boczna kaplica, wszystkie krużganki zasługiwały na uwagę. Nie omińcie jej, jeśli będziecie w okolicy.











sobota, 20 czerwca 2015

Malaga - wprowadzenie.

Udostępnij ten wpis:
No dobra, wróciłam. :)
Byłam krótko, mniej, niż tydzień. Dla mnie w sam raz.
Malaga nie jawiła mi się jako wymarzone miejsce na relaks, ale pasowała mi cena biletów i termin wyjazdu. :) Często tak wybieram cel podróży i raczej się nie rozczarowuję.

Na zdjęciach w internecie Malaga wyglądała nudno i mało klimatycznie. Chcąc nie chcąc, będę ją porównywać z Alicante, bo nie mam innego hiszpańskiego punktu odniesienia. Po przylocie pierwsze kroki z hotelu skierowaliśmy na plażę. W końcu w Polsce akurat zaczęło lać i wiać, a nam się chciało wejść do morza. No i było przyjemne popołudnie (nigdy nie wychodziliśmy na słońce przed piętnastą - żeby nas nie zabiło ;)). Na pierwszy rzut oka - po oszałamiająco pięknej, złocistej plaży San Juan w Alicante - rozczarowująco. Piasek ciemny. Czemu taki ciemny? Brudny jakby? Nie, nie brudny. Inny. Złożony z pierdyliardów drobnych, czarnych i szarych kamyczków (trudno to zobaczyć na zdjęciu), które po prostu nie chciały być białe. ;) Ale nic to, wchodzimy. Zdjęliśmy butki i chcieliśmy iść w stronę wody. Nie zauważyliśmy, że wszyscy po plaży chodzą w butach. A chodzą w butach, bo ciemny piasek nagrzewa się BARDZO. Nie, że jest gorący, ale PARZY. Nie wyolbrzymiam. Po prostu parzy. 

Trzeba szybko założyć buty, drałować do morza, wylać sobie wokół ręcznika wodę, żeby schłodzić miejsce na stopy i już można plażować. Kolor piasku przestaje szybko przeszkadzać, bo piasek jest czysty. Tylko że inny, niż jesteśmy przyzwyczajeni.

Morze głębsze i - w czasie naszego pobytu - z dużymi falami (mega frajda dla dziecka, ale nie można go puścić samego dalej, niż na metr od brzegu). Za to plaża u mojego dziecka wygrała z tą w Alicante w kategorii muszelki. Tysiące muszelek, małe, duże, większość połamanych, ale nie mniej pięknych, bo zmysłowo wyślizganych przez wodę. Sama uległam ich czarowi.

Co do samego miasta, napiszę o nim więcej wkrótce.
A teraz na plażę. :)









Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia