poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Hiszpańskie grzyby.

Udostępnij ten wpis:
Na jednej z ulic w Alicante ustawiono grzyby. Ogromne grzyby z tworzywa. Grzyby w stylu Alicji w Krainie Czarów. Nie można się nie uśmiechnąć. :)





sobota, 26 kwietnia 2014

Hiszpania. Znowu.

Udostępnij ten wpis:
Nie lubię jeździć dwa razy w to samo miejsce (Paryż i Londyn się nie liczą ;)). Boję się bowiem, że zmarnuję czas na oglądanie czegoś, co już widziałam, a mogłabym w tym czasie oglądać coś, czego jeszcze nie zobaczyłam. :)
W tym roku jednak zostałam przegłosowana i moi panowie zapragnęli znowu wybrać się na południe Hiszpanii, bo ubiegłoroczna plaża zapadła im głęboko w pamięci. I tak - na Wielkanoc znowu wylądowaliśmy w Alicante, żeby posnuć się po okolicy i - co było priorytetem pewnego małego chłopca - pobawić się na gorącej, piaszczystej plaży, poszukać muszelek i wykąpać się w turkusowym, jak w najbardziej kiczowatych folderach, morzu.
Dla mnie był to głównie tydzień obżerania się kalmarami, ośmiornicami, krewetkami i wszelkiej maści morskim robactwem, które uwielbiam. Plaża mi też nie przeszkadzała (chociaż w drugiej połowie tygodnia wiatr zaczął dokuczać, mimo upału, i do morza się już nie pakowałam).

Na początek - kilka zdjęć ulic Alicante.









piątek, 11 kwietnia 2014

Monachium. Lotnisko.

Udostępnij ten wpis:
Do niedawna moim jedynym kontaktem z Monachium było kilka przesiadek na monachijskim lotnisku - moim ulubionym lotnisku zresztą. Z darmową kawą, herbatą, prasą, przejrzystą przestrzenią. Jeśli musiałam się gdzieś przesiadać i miałam do wyboru (zazwyczaj) Frankfurt i Monachium - dwa wielkie tzw. huby - zawsze wybierałam Monachium, bo Frankfurt jest okropnie męczący. 

Pierwszy raz widziałam w Monachium coś więcej, niż terminale. I wiecie - nie pisałam tego wcześniej, bo musiałam odpocząć po podróży, żeby nabrać dystansu - nie podobało mi się jakoś szczególnie. Nie, nie było źle. Pinakoteka jest wspaniała, Deutsches Museum zachwyciło moje dziecko, Englischer Garten mogłabym mieć w Krakowie i bym się nie pogniewała, ale atmosfera miasta jakoś mnie nie porwała. Nie było między mną a Monachium chemii.

Kocham Paryż, niedawno zakochałam się w Londynie. Hiszpania i Włochy kręcą mnie swoją kuchnią i klimatem, chociaż na dłuższą metę mieszkać bym tam nie mogła, bo jednak za dużo tam "maniana".  
Pierwszy raz w życiu miałam wrażenie, że nie mam powodu gdzieś wracać. Meeh. 

Denerwowało mnie lejące się strumieniami piwo, niedzielne zamknięcie wszystkiego na głucho (poza piwiarniami, rzecz jasna), bo nie mogłam nawet kupić głupich tabletek przeciwbólowych. Nie smakowała mi kuchnia (miałam wrażenie, że polska kuchnia to, przy bawarskiej, wzór lekkości) i w ogóle - COŚ było nie tak. Nie czułam się komfortowo. 

Odetchnęłam dopiero, kiedy znowu znalazłam się we flagowym porcie Lufthansy. Nadal będę się tam przesiadać. I zrozumiałam, dlaczego na niektórych tamtejszych knajpach lotniskowych są w widocznym miejscu napisy: "no pork area"...


Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia